Zalewska: Komisja Europejska chce po prostu zarobić na "Zielonym Ładzie"
Trwają negocjacje polsko-czeskie ws. kopalni w Turowie. Wydaje się, że zbliżają się one do końca, choć ostatnio strona czeska odrzuciła polską propozycję. Nasuwa się jednak pytanie, czy całego sporu można było w ogóle uniknąć?
Anna Zalewska: Rzeczywiście Czesi dalej dyskutują z polskim rządem, a dokładniej z Ministerstwem Klimatu i Środowiska. Musimy jednak pamiętać, że przedłużające się dyskusje są efektem trwania starego rządu w Pradze. Już wiadomo, że niebawem w Czechach nastąpi zmiana władzy, jednak nowy rząd jeszcze nie został powołany. Myślę, że to jest podstawowa przyczyna dalszej dyskusji. Nasi przyjaciele z EKR-u i ODS-u naciskają na premiera Babisa, aby wreszcie dogadał się z Polską ws. Turowa. I odpowiadając bezpośrednio na pytanie o spór, to należy przyznać, że jest on bardzo skomplikowany i wielopłaszczyznowy i nie można go było uniknąć.
Dlaczego?
Po pierwsze, to są pieniądze i to jest walka energetyczna. To jest najważniejsze tło. Przypominam, że mamy prywatnego właściciela większego kompleksu po stronie czeskiej. Po drugie, mamy sytuację zapowiadanych kolejnych kroków dotyczących transformacji energetycznej, które uaktywniają m.in. polityków ''zielonych'', szczególnie na Dolnym Śląsku, którzy otwarcie stoją po stronie konfliktu przeciwko polskiemu rządowi. W dodatku współpracują z międzynarodową korporacją prawniczą, która tak naprawdę przygotowuje się do tego ile będzie można zarobić na transformacji energetycznej. Już dziś istnieje wiele przepisów, dających nadmiarowe kompetencje organizacjom pozarządowym i kancelariom prawnym. Dzięki tym przepisom wspomniane podmioty będą mogły zablokować dowolną inwestycję w każdym miejscu. Wreszcie po trzecie, włączył się rząd czeski, który wykorzystał – w jakimś stopniu – sytuację w Turowie do kampanii wyborczej. Zrobiła się z tego mieszanka absolutnie wybuchowa.
Dużo się mówi o kwestii ochrony środowiska. Zwłaszcza niskim poziomie wód gruntowych, na co mają narzekać mieszkańcy.
Żeby było jasne: nikomu nie chodzi o wodę. Ten argument wykorzystywany jest tylko w celach propagandowych. Jeśli chodzi o zaskarżenie do TSUE, to tam Czesi sugerują nieprawidłowości w wydaniu koncesji, na co rząd polski przedstawił kontrargumenty, że tak nie jest. Wciąż nie mamy wyroku, choć odbyła się rozprawa. Każdemu zależy, aby wygasić emocje związane z Turowem. Zwłaszcza tamtejszym mieszkańcom.
Dlaczego w takim razie Czesi podnosili argument, że kopalnia w Turowie ma negatywny wpływ na życie mieszkańców graniczących z Polską regionów?
Podkreślę jeszcze raz: nie ma problemów z wodą. Odkrywka nie wpływa na wody po stronie czeskiej. Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej prowadził w tym miejscu wieloletnie badania. Przecież wszyscy ufamy temu Instytutowi. Dodatkowo powstał niejeden reportaż i nie jedna rozmowa z mieszkańcami przygranicznych terenów, którzy wprost powiedzieli, że u nich zawsze był kłopot z wodą i jest to kwestia sieci wodociągowej i kanalizacyjnej. Ostatecznym argumentem obalającym tezę dotyczącą wody jest fakt, że polskie władze samorządowe, zaproponowały swoim kolegom samorządowcom z Czech, że są gotowi przyłączyć czeskich mieszkańców do swoich sieci wodociągowych i samorządowcy czescy odmówili.
W bliskim sąsiedztwie Turowa, w tzw. trójstyku granic, funkcjonuje dziewięć dużych kopalni – pięć na terenie Czech i cztery w Niemczech. I niemal wszystkie są od polskiej większe. Dlaczego więc to polska kopalnia stała się tak dużym problemem?
Dlatego, że nikomu z polskiej strony nie przyszło do głowy zaskarżać poszczególne kopalnie. Przy okazji tego konfliktu z Turowem, rzeczywiście pojawiły się po stronie polskiej pomysły zaskarżenia tego typu kompleksów energetycznych u naszych południowych sąsiadów, jednak tak się nie stało. To jest kwestia wspólnej odpowiedzialności. Jeżeli po wszystkich stronach są tego rodzaju technologie, a jest węgiel i elektrownia na węgiel, to każdy wzajemnie się szanuje. Warto zaznaczyć, że kopalnie po drugiej stronie granicy są w stanie dużo większej eksploatacji niż kopalnia w Turowie, która jest jedną z najnowocześniejszych w Unii Europejskiej. Zastosowano tam najlepsze technologie ograniczające emisję, zgodna z unijnymi normami.
Przy okazji sprawy Turowa więcej zaczęło się również mówić o transformacji energetycznej oraz o pakiecie „Fit for 55” zaproponowanym przez Komisję Europejską. To może być gwóźdź do trumny?
Pakiet w całości należałoby odrzucić. Zostało to właściwie potwierdzone podczas szczytu klimatycznego w Glasgow. Parlament Europejski pomimo ogólnych deklaracji, czy nawet sam Frans Timmermans, nie przekonali świata do tej swojej ułudy czy oceny rzeczywistości. To widać po bardzo wielu punktach, ale ja podam tylko dwa. Po pierwsze jeżeli chodzi o chęć Parlamentu Europejskiego, to wyszedł on z dyspozycją wyłączenia subsydiowania wszystkiego co kopalne – czyli węgla, ropy, gazu – do 2025 roku, czyli za cztery lata. Świat nie byłby w stanie dokonać w tym czasie jakiejkolwiek transformacji. Po drugie, dokonano analiz tego co wyemitowano i które kraje wyemitowały od 1850 roku. W pierwszej dziesiątce są oczywiście Niemcy. Polska jest na szesnastej pozycji, ale przecież pamiętamy, że od 1850 roku, nie byliśmy krajem niepodległym, który decydował o tym jak eksploatuje swoje surowce, tylko byli to Niemcy i Rosjanie. Tam był kłopot z tymi bogatymi krajami. W Glasgow wskazano, kto emituje najwięcej i kto musi płacić. A mowa tu oczywiście o USA, Australii, Indonezji, Chinach, ale również o Niemcach.
Czym dokładnie pani zdaniem jest pakiet ''Fit for 55''?
Pakiet ''Fit for 55'' jest – co powtarzam systematycznie – tylko i wyłącznie pieniądzem. Pieniądzem, który ma karać. Który ma być partycypacją obywateli o bliżej nieokreślonych ambicjach. Komisja Europejska chce po prostu zarobić na ''Zielonym Ładzie''. Brakuje dokładnych wyliczeń, ile poszczególny obywatel w każdym kraju będzie za wszystko płacił. Całe nasze życie, pakiet ''Fit for 55'' chciałby podporządkować EU-ETS-owi, czyli europejskiemu systemowi opłat za uprawienie do tony dwutlenku węgla. Po Glasgow, gdy usłyszeliśmy, że w Komisji Europejskiej dalej pozostaje ambicja do wprowadzenia zmian, o 7 proc. podrożał ETS. Dziś kosztuje już 67 euro i to jest powód wzrostu cen energii w Europie. Mamy w tym pakiecie już lotnictwo, będzie żegluga morska, ale również chcą, żeby w ETS-ie było rolnictwo, które ma odpowiadać za pochłanianie, czy istnieją już rozporządzenia zgodnie z którymi wprowadzona zostanie opłata od samochodów, dokładniej od paliwa, czy budynków. Znowu będzie liczona efektywność energetyczna, czy obywatele grzeją czy chłodzą. Czyli bogatszy będzie bardziej bogaty, a biedniejszy jeszcze biedniejszy. Frans Timmermans, chcąc mydlić oczy rządom i obywatelom, pokazał w Fundusz Sprawiedliwości Społecznej, gdzie np. Polska jest zaplanowana do wypłaty 17-18 mld euro. To oczywiście sporo. Natomiast ten fundusz nie ma finansowania. On ma powstać z ETS-u dla samochodów osobowych i budownictwa. Według mnie większość państw nie da na to zgody. Mamy tu do czynienia tylko i wyłącznie z szukaniem pieniędzy w kieszeni obywatela.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.